odpowiadający: Sapanie.
Czujesz się wyczerpany?
Ciężko mi oddychać przez
nos. To ostatnie miejsce na głowie, gdzie nie łysieję.
Serio mówiąc, moja studnia jeszcze nie wyschła,
ale ostatnio muszę coraz głębiej drążyć, żeby
nie pić mętnej cieczy z wierzchu.
Napiszesz coś o tym?
O depilacji nosa próbowałem.
A tak w ogóle, to na razie patrzę jak życie
rozgrywa się. Nie powiem, że gdzieś obok i bez
mojego udziału - jestem mniej naiwny niż kiedyś -
po prostu obserwuję. Nie ma to nic wspólnego z
kontemplacją.
To kwestia przystosowania czy raczej
nieprzystosowania?
Raczej wciąż niewiedzy: co
dalej? I jednocześnie, w ramach tej niewiedzy,
zrozumienia paru spraw: na przykład tego, że nie
zastąpię siebie kimś innym. Próbuję nie
przejmować się tym, że od jakiegoś czasu znikomo
mało powodów do zachwytu i nawet nuda nie nudzi jak
kiedyś, kiedy się usilnie chciało nie siedzieć
bez sił. Nie chce mi się tego rozwijać, nie ufam w
możliwość właściwego wypowiedzenia. Dlatego
porzuciłem ostatnio pisanie.
Odpuściłeś całkowicie czy czekasz
na nowe bodźce?
To żart?
Uważasz, że jest coś zabawnego w
szukaniu nowych bodźców?
Nowość to działka
sprzedawców. Jeśli na serio się zastanowić, to
pozostaje tylko, że wspomnę z pamięci słowa Paula
Klee: "wielka potrzeba, wielka konieczność
zaczynać od najmniejszego. Chcę być jak nowo
narodzony, nie wiedzieć nic o Europie, zupełnie nic.
Nie mieć żadnego rozmachu, być początkiem...".
Tak. Nowo narodzony - to pięknie brzmi. Tylko że
jak się raz urodzisz i zapamiętasz choć trochę z
tego, co przeżyłeś, spostrzegasz, że nie ma szans
na powrót do początku - jest rozpęd (o ile jest) i
później hamowanie (mniej lub bardziej bolesne). A
jeśli ci z tym źle, możesz włączyć telewizor i
poszukać programu w stylu "Młodość
przychodzi z wiekiem".
Wyhamowanie. Czy takie są twoje
plany na przyszłość, nie chcesz się w coś zaangażować?
Coś, gdzieś, jakoś. Co
konkretnie?
A co czujesz?
Niech się zastanowię. Jakie
to teraz trudne.
Nic już cię nie porusza?
Porusza mnie ruch. Gdy się
ruszam.
Czy z okazji urodzin...
Nie urodzin, lecz rocznicy
urodzin. Kolejnej.
I w dodatku dość znaczącej. Czy
postanowiłeś coś na przyszłość?
Mam słabość do refleksji.
Życzyłbym sobie ją zwalczyć. Nie wiem, czy słusznie
uważa się skończenie trzydziestu lat za przełom.
Ale tworzy się taki klimat, taka sytuacja trochę krępująca,
jeśli się zastanowić nad sobą. Bo najpierw chcesz
wszystko zburzyć i postawić na nowo, wierzysz w ciągły
rozwój, zmieniasz się, nie dbasz o to, co było -
liczysz na swój potencjał, o którym masz dobre
zdanie. Masz przed sobą możliwości, widzisz je -
to, co nie dokonane, nie daje ci spać i motywuje
drapieżnie. Potem spowalniasz, łagodniejesz, musisz
częściej odpoczywać, znajdujesz zadowolenie w
gromadzeniu wspomnień, pogrywasz w "za i
przeciw", starasz się dokładniej zadowalać
tym, co jest, choć nie zawsze ci się to udaje. Bo
mimo ślimaczej monotonii czasem odzywa się jakaś tęskna
nuta. Żal, że tak łatwo człowiek sobie odpuszcza
to i tamto. I że zaspokaja się w skali mikro. Są
przecież możliwości. A zarazem czuje się ironię
lotu na uwięzi. Chyba dostatecznie wykazałem skłonność
do autoegzaltacji?
To, o czym mówisz, brzmi jak oferta
dla pogodzonych i uśpionych. Takim się widzisz?
Chciałbym czuć intuicyjnie,
że mimo wszystko i mimo nic - jestem właściwie, po
prostu, skoro już jestem. Czuć się właściwie, to
jest dopiero coś!
Nie żyjesz w próżni.
To nie jest łatwe "być
po prostu", dziecinnie jest narzekać. Trzeba być
kimś, gdzieś, o właściwej porze i z wymiernym
skutkiem. Też ulegam bałwochwalczemu uniżeniu dla
świata zdobywców biegunów i everestów. Jednak często
dopada mnie poczucie żałości.
Dlaczego?
Wycofać się w małe
przyjemności bycia ot tak sobie - to prawie jak
zrezygnować z rozwoju. W świecie ekspansji taka
propozycja to przecież zwykłe dawanie ciała.
Więc co proponujesz, pracę nad sobą?
Praca, praca, praca. Samo
powtarzanie tego słowa już mnie męczy. Nieważne,
czy pracujesz żeby jeść, czy jesz żeby pracować.
Cokolwiek robisz, o czymkolwiek myślisz, że mógłbyś
robić - ma wartość dodaną do tego, czym się
czujesz. To, czym się czujesz, nie wynika z tego,
czym jesteś, a raczej wnika w to, czym jesteś, z żałosnym
wsparciem tego, czego oczekujesz od kogoś, kim nie
jesteś. Pułapka świadomości. Świadomości, o której
w dodatku nie da się powiedzieć nic pewnego.
A jeszcze cały arsenał prefiksów (pod-,
nad-, nie- itd.) czyni ją kruchym rdzeniem.
Właściwie czego nie tknąć,
wszystko jest dyskusyjne.
Tylko że z nikim o tym, bo
kogo to i na co komu.
Wszyscy o tym na swój sposób.
Zobacz, ile się wydaje książek czy gazet.
Zgroza. Słowotok. Też w tym
biorę udział, niestety. Wobec rzeczywistości nadal
jednak pozostaję nieufny w słowach.
To znaczy?
Co znaczy coś znaczyć?
Istnieje literatura pociągająca aż do dna, proza
czy wiersze zwarte w sobie, samowystarczalne - i taka
literatura uzmysławia mi najbardziej, że sztuka i
rzeczywistość to dwie różne sprawy. Jest tak dużo
interpretacji rzeczywistości, że można pomyśleć,
iż sama rzeczywistość nie ma swojej treści, jest
abstrakcją, która podlega ciągłej - że użyję
modnego wyrażenia - dyskursywizacji. Jedyne tabu to
oczywistość.
Nie ma większej różnicy między
tymi pojęciami.
Zależy. Na przykład w podejściu
do opisu. Nikt nie powie: "chcę opisać
oczywistość", to o rzeczywistości mówi się
i pisze na okrągło i na bieżąco weryfikuje stan
posiadania. Rzeczywistość daje się ująć i
pochować w słowach, słowo słowem pogania, esencja
rozcieńcza się w ślinie - spekulacje, porównania...
A oczywistość wprost wali po oczach i nie trzeba
nic dodawać od siebie. To nie rzeczywistość, a
oczywistość ustala słuszny porządek spojrzenia na
to, co jest dane. Porządek, rzecz jasna, chwilowy.
Nie ma na to rady, na nic dąsy, zaklęcia poezji,
wstrzymywanie oddechu "chwilowo na zawsze".
Oczywistość wzburza od fundamentów po ostatnie piętra,
nie zdążysz nawet pomyśleć, czy wiesz jak się
odbudować. Oczywistość wyprzedzi każde ustalenie
i beznadziejnie trudno wytrwać w opisie rzeczywistości,
jeśli starasz się zdać sprawę z tego, co
oczywiste. Chyba, że polubisz smak pleśni.
Nic z tego nie masz, że szybciej
kojarzysz, błyskawicznie znajdujesz odpowiedź,
wzbogacasz słownik wyrażeń?
Oczywistość jest zawsze i
nadal natychmiastową ripostą.
Można jednak
pisać, wierząc, że zanotowane nie zniknie, że coś
zostanie.
Owszem, zostanie zanotowane.
W ten sposób ciągle powiększa się dystans do
pokonania. Nie przekonuj mnie, proszę...
Pamiętam kłótnie z dzieciństwa,
wtedy najlepszym klinem na dalsze przechwałki było
powiedzieć rywalowi: "cokolwiek zrobisz, ja
zawsze o raz bardziej od ciebie".
Oczywiste jest bardziej
rzeczywiste niż rzeczywiste oczywiste.
/ luty 2002